Literatura

Nasza wojna wyglądała inaczej

[…] Takiej wojny nigdy nie widziałem. Nasza wojna wyglądała inaczej i skończyła się dawno, w roku 1945, w Berlinie, pod Bramą Brandenburską. Była to wojna milionów i milionów ludzi.

Okopy ciągnęły się nieskończoną ilość kilometrów. Jeszcze dzisiaj w każdym naszym lesie można znaleźć ślady tych okopów. Każdy włożył ogrom wysiłku, żeby przetrwać tę wojnę, własnymi rękoma przekopaliśmy całą naszą ziemię.

Kiedy padał rozkaz do ataku, z okopów podrywało się mrowie żołnierzy, wielka ludzka masa pokrywała pola, zapełniała lasy i drogi. W moim kraju wojna nie ominęła nikogo, przeszła przez każdy dom, walnęła kolbą we wszystkie drzwi, spaliła dziesiątki miast i tysiące wiosek.

Wojna poraniła wszystkich i ci, którzy przetrwali, nie mogą się z niej wyleczyć. Człowiek, który przeżył wielką wojnę, jest inny od tego, który nie przeżył żadnej wojny. Są to dwa różne gatunki ludzi. Nigdy nie znajdą wspólnego języka, ponieważ tak naprawdę wojny nie można opisać, nie można się nią podzielić, nie można powiedzieć komuś – weź trochę tej mojej wojny.

Każdy musi dożyć do końca ze swoją wojną. Wojna jest najokrutniejszą rzeczą z prostej przyczyny: wymaga straszliwych ofiar.

Ludzie z mojego kraju, którzy doszli do Bramy Brandenburskiej, mogą powiedzieć, ile kosztuje zwycięstwo. Kto chce wiedzieć, ile trzeba zapłacić, żeby wygrać wojnę, niech zobaczy nasze cmentarze.

Kto twierdzi, że można odnieść trwałe zwycięstwo bez wielkich strat, że można mieć wojnę bez cmentarzy, nie wie, co mówi. […]

Ryszard Kapuściński, Chrystus z karabinem na ramieniu, Czytelnik, Warszawa 2007 s. 48