Literatura

Najeźdźcy

[…] Wierz mi, znam się na ludziach. Czuję ich naturę na odległość. Polacy wciąż jeszcze z nami walczą. Wciąż stawiają opór i wciąż nas zmuszają do stosowania przemocy. Są słabi – ale zuchwali, hardzi, uparci.

Naturalnie nie ci, z cukierni, których pokazywałeś mi wczoraj. Tych można kupić byle czym. Ale tamtych z ulicy, tego ponurego tłumu, niczym nie kupisz. Pobiliście ich wprawdzie, ale to jeszcze mało.

W słowach Gerdy brzmiała zaciętość. Prawdopodobnie nie zdawała sobie nawet sprawy, dlaczego tak bardzo nienawidzi Polaków, dlaczego nie może mówić o nich inaczej jak z pogardą.

Francuz choć był wrogiem Rzeszy, imponował jej swą osławioną kulturą, swym smakiem, swym niewyrażalnym w żadnym innym języku esprit. Anglik – to była znowu potęga, dla której czuło się szacunek, chociaż mówiono, że stoi ona na glinianych nogach. Ale zarówno Francuz, jak i Anglik mieli w swej narodowej psychice pewne zrozumiałe, pokrewne elementy. Tych brakło Polakom.

Był to świat kierowany niepojętymi pobudkami, kraj fanatyzmu i anarchii, heroicznych cnót i najordynarniejszych przestępstw, słowem kraj kontrastów, obcych zrównoważonemu umysłowi nordyka.

– Mam nadzieję, że nie okazywałeś w tej walce litości?

W pamięci przemknęło wspomnienie polskiego podchorążego rozstrzelanego decyzją wojennego sądu. Ale nie powiedział nic o tym wydarzeniu. Właściwie nie lubił o nim ani mówić, ani myśleć. […]

Jan Dobraczyński, Najeźdźcy, Wydawnictwo Śląsk 1982 s. 99-100