Literatura

O żołnierzu tułaczu

[…] Jaśnie dziedzicu – rzekł jeszcze Opałka – w naszym prawie dwojako się inkwizycje prowadzą: jedne są dobrowolne, a drugie są konfesaty. Tak prawa nasze świadczą i tak przed wiekami ojcowie nasi sądzili.

Czy niby, jeśli zbrodzień trwa w umyśle swym i afekcie podłym, czy niby, jaśnie panie, godzi się myszkę puścić?

– Co za myszkę? – rzekł pan Opadzki, krzywiąc się i strzelając w palce.

– Jeśli zbrodzień nie chce wyznać na inkwizycjach dobrowolnych świętej prawdy, jako było, tedy się bierze według sprawiedliwości myszkę, jego się na ziemi rozciągnie i do słupków obnażonego przywiąże, a tę myszkę się w szklankę wpuści i tę szklankę do pępka mu przystawi. On już wtedy nic nie zatai.

– Kozę, kozę lepiej – rzekł Stępień, przymykając mądrze powieki. – Złoczyńcę się do ławy przywiąże, nogi jego słoną woda namaże, potem kozę przywiedzie, która sól je rada, aby pięty Onego złoczyńcy lizała… Który ból powiadają być okrutny bez obrażenia cielesnego.

Pan Opadzki milczał przez chwilę. Na wargach jego przemykał się uśmiech zimmny i straszny. […]

Stefan Żeromski, O żołnierzu tułaczu, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1947 s. 67